wojna światów

Wojna Światów wewnątrz Kościoła

Mało kto przypuszczał w ostatnich latach XX wieku, że Kościół katolicki będzie poddany niebiańskiej inwigilacji. Niewielu teologów w ogóle rozważało możliwość interwencji papieskiej, a jednak, z oddali, umysły nieporównanie wyższe od naszych przyglądały się naszym dogmatom z tajemniczą fascynacją. Powoli i pewnie snuły swe plany przeciwko nam.

Wczesnym rankiem 8 grudnia 1965 roku, gdy słońce powoli wschodziło nad Watykanem, Papież Paweł VI wyłonił się z sakralnych progów Bazyliki. Drugi Sobór Watykański, spotkanie ekumeniczne, które miało na celu dostosowanie nauk Kościoła i pojednanie z zmieniającym się światem, właśnie dobiegło końca. Niewiedzący Papież i obecni biskupi nie mieli pojęcia, że ich decyzje przyciągnęły uwagę pozaziemskiej obecności.

Z daleka, niezauważeni przez ludzkie oczy, obca inteligencja przyglądała się temu zjawisku. Ci istoty, nie z odległej planety, lecz z wymiaru niepojętego, obserwowały zamieszanie teologicznych debat i gruntowne zmiany w katolickiej wierze. Ciekawość skłaniała je do obserwowania kulminacji tych historycznych wydarzeń.

Gdy Papież Paweł VI wygłaszał swoje przemówienie końcowe, jego głos rozbrzmiewał w Kaplicy Sykstyńskiej, niosąc ze sobą nadzieję i niepewność. Mówił o odnowie, jedności i konieczności przyjęcia zmian. Jego słowa rozbrzmiewały w całym kosmosie, docierając do uważnych uszu tych, którzy obserwowali nasz świat.

Jednak obserwatorzy z kosmosu nie podzielali optymizmu Papieża. Dla nich zamknięcie Drugiego Soboru Watykańskiego oznaczało zamknięcie pewnego rozdziału w historii ludzkości – moment podatności. Widzieli w tym szansę na wykorzystanie rozłamów w Kościele, na siać ziarna niezgody i wątpliwości wśród jego wiernych.

W kolejnych latach, gdy encykliki Papieża Pawła VI zaczęły krążyć, dziwne zjawiska wkradały się do katolickich społeczności. Spory doktrynalne przybierały na sile, prowadząc do schizm i ideologicznych bitew. Papieskie nauki, które miały prowadzić i jednoczyć, były przekręcane i manipulowane przez tych, którzy chcieli podkopać Kościół od środka.

Obca obecność, czając się w cieniu, przyglądała się, jak Watykan chwiał się pod ciężarem własnego podziału. Cieszyła się chaosem, który wyłaniał się spod pióra, gdyż wierzyła, że fragmentacja Kościoła osłabi duchowe tkanki, które przez wieki łączyły ludzkość.

Choć Vaticanum II nie było inwazją Marsjan, jak przewidział Wells, stało się katalizatorem innego rodzaju zamieszania – bitwy o duszę katolicyzmu. Walka nie toczyła się na polach bitew, ale w sercach i umysłach wiernych, którzy musieli zmierzyć się z głębokimi zmianami wprowadzonymi przez wnioski Soboru.

Wojna, jaką toczyli niewidoczni przeciwnicy, nie była walką z laserami i trójnożnymi maszynami, ale walką idei i interpretacji. Była to konflikt wiary, gdyż wierni byli wystawiani na próbę, ich przekonania były wstrząsane, a lojalności dzielone. I w miarę jak zamieszanie trwało, stawało się jasne, że ta wojna pozostawi blizny głębsze niż jakiekolwiek fizyczne rany.