Konfederacja Gietrzwałdzka – polemika

Konfederacja Gietrzwałdzka – szczyt myśli katolickiej nauki społecznej?

Pan Grzegorz Braun w 2015 roku powołał do życia organizację o nazwie Pobudka (https://pobudka.org). Kolejnym krokiem w akcji pracy organicznej było odkrycie przez Pana Brauna wydarzeń gietrzwałdzkich, w których Matka Boża interweniowała w losy narodu polskiego. Na kanwie obchodów 140 rocznicy objawień, w rok później to jest maj-czerwiec 2018 roku, powstała inicjatywa (jak mniemam wyszła od G. Brauna) o nazwie Konfederacja Gietrzwałdzka. Skupia ona osoby – sygnatariuszy, którzy odważyli się przyznać, iż w życiu społecznym „deklarują przynależność do Narodu Polskiego Cywilizacji Łacińskiej”… Lecz czym jest, bądź z czym się wiąże w ten sposób utkana tożsamość narodowa?

Pierwsze wrażenie

Mam od początku niesmak, od 2018 roku, gdy ta inicjatywa ujrzała światło dzienne i poniższe jest wynikiem mojego pochylenia się nad tematem tak smutnym, bo rzecz miała miejsce w umiłowanym przeze mnie Sanktuarium Maryjnym.  W samym tekście Aktu nie podano autorów przedstawionego tekstu oraz informacji, czy stanowi on formułę zamkniętą, czy będzie przedmiotem nowelizacji w ramach postępów na drodze postulowanej pracy organicznej. Tekst ma więc formę zamkniętą, bezimienną, zaś o wielu twarzach. Jest kilkadziesiąt znanych nazwisk, w większości to mało znane nazwiska. Istnieje za to rzesza (na ten moment nieco ponad 3 tysiące) sygnatariuszy internetowych, którzy praktycznie się nie liczą „na rynku” w obliczu smutnych realiów i „osiągnięć” armii trolli internetowych lub znających tajniki hakerskie odszczepieńców. Już taki gest w kierunku zdobycia wirtualnego poparcia u Internautów jest wyrazem naiwności w przyjętej strategii u założycieli Konfederacji Gietrzwałdzkiej. Rozdźwięk budzi również podział na sygnatariuszy elitarnych i tych nienależących do żadnej elity, lecz z konfederacją mających iść na przebój w samych dołach i dolinach żmudnej pracy organicznej, ponieważ orki nie da się wykonać rękoma nieprzywykłymi do pracy. Stąd miejsce dla biegłych rewidentów w notarialnych akcjach tejże „elity” sygnatariuszy.

Rozdział I

W pierwszym rozdziale treść Deklaracji odsłania przed czytelnikiem przedmiot późniejszego zażenowania poziomem sprzeczności i pogwałcenia najwyższych pryncypiów, które już przez ich przywołanie powinny być jedyne i niewymagające uzupełnień i didaskaliów: uznanie za jedynych panujących Chrystusa Króla i  Jego Najświętszej Matki, które w dalszej konsekwencji jest wyparte postulatami kontrrewolucyjnymi oraz przejawami podporządkowania obecnym (dotychczasowym) władzom państwa i wizjom geopolitycznym. Pesymizm potęguje powzięcie na swe barki zbiorowej odpowiedzialności (tak jak prezydent w konstytucji kwietniowej był odpowiedzialny tylko przed „Bogiem i historią”) i zaciągnięcie obowiązku spłacania win za złe poczynania poczynione niegdyś, obecnie lub w przyszłości (brak doprecyzowania), w myśl konstytucyjnych procedur ustrojowych demokratycznej republiki.
Kolejnym dezyderatem zawartym w rozdziale pierwszym jest podjęcie pracy organicznej, mającej na celu osiągnięcie suwerenności politycznej i odzyskanie wolności, do której od półtorej wieku wzywa przesłanie płynące z Gietrzwałdu.

Według mnie [(autora polemiki)] dominantą derogacyjną wobec obowiązującego, błędnego ustroju winien być w tym miejscu prymat świadomości narodowej jako pryncypium odniesień, wobec których postulowane polskie królestwo Chrystusa na ziemi miałoby zaistnieć. Odszczepieńców zaś, i choć urodzonych synów tej ziemi, traktować trzeba wtedy według sposobu w jaki nadużywają swej wolności. Towarzyszyć temu może wskazywanie im na infamię i banicję spod królewskich rządów Najwyższego Majestatu.

Rozdział II

W myśl stanowiska wyrażonego w II rozdziale aktu konfederacji – o tym, że rewolucyjny terror powinien być obcy kontrrewolucjonistom należy odnotować, jaką formę sankcji dopuszcza sygnowany zbiór idei – karę śmierci. Zanim o tym – jeszcze w tym samym rozdziale napotykamy na wyrażone i podparte ponoć tradycją narodową prawo wolnych Polaków do noszenia broni, które to słowa pisane jednym tchem wprost z kontekstu odnoszą się imperatywnie do prawa „koniecznej obrony czci, życia, zdrowia i majętności„. Ten tok rozumowania pozwala stwierdzić, że broń służyć ma do obrony czci, gdy zostanę spoliczkowany lub napadnięty słownie, lub gdy złodziej ukradnie mi… na przykład rower. Czy wówczas wolno zabić w imię wyrażonych tu zasad? Ze zdania, które odnalazłem w tym rozdziale, logiczny wniosek jest właśnie taki.

Rozdział III

Aż wreszcie przyszedł czas na rozdział III i pierwsze zdanie: Jesteśmy polskimi państwowcami. Choć po tym zdaniu wymienione są pobudki, za którymi kryje się interes dobrze pojętej racji stanu, jest to postulat niejednoznaczny i sprzeczny wobec wyrażanej w akcie konfederacji gietrzwałdzkiej kombinacji: kontrrewolucji, dopuszczalnych sankcji i wolnościowych pobudek do ich późniejszego, rutynowego stosowania.
Ostatnie wersety są już za to peanem wobec totemizmu plemiennego (identycznie komentuje to zjawisko Grzegorz Braun w swoich wystąpieniach, mówiąc w tym kontekście o państwie jako emanacji, „wcieleniu” ducha narodowego na wzór kultu pogańskiego). Oto padają słowa, które stanowią ostatnie wersety aktu i są następnie pieczętowane inwokacją do Chrystusa i Maryi Niepokalanej Królowej, objawiającej się w Gietrzwałdzie oraz do Świętych patronów Polski:

„Wrogom naszej ziemskiej ojczyzny – tak samo jak mordercom z premedytacją, dezerterom w obliczu wroga i zdrajcom stanu – grozić powinien najwyższy w życiu doczesnym wymiar kary. Najjaśniejsza Rzeczpospolita Polska niechaj będzie po wsze czasy projektem politycznym otwartym, owszem, ale nie na przestrzał.”

Powyższy cytat nie godzi się moim zdaniem sygnowania go inwokacją, która z wykorzystaniem autorytetu Boskiego próbuje usprawiedliwiać odpowiedzialność ludzką za samosądy uprawiane w imię sztucznego tworu jakim jest nieokreślone bliżej ustrojowo państwo. Powstaje w to miejsce jakiś alternatywny obrządek, niemający nic wspólnego z Władcą Nieba i Ziemi. Jeśli ze wstępnej deklaracji o uznaniu monarchii Osób Najświętszych schodzi się następnie do kazuistyki realizmu geopolitycznego, wyprowadzany jest dyskurs o pryncypialnych fundamentach ustroju, skojarzonego już nie z harmonią wobec Bożych planów i rządów, ale z reglamentowanym przez poniekąd zdrowe obserwacje, lecz mającym zawężone perspektywy – sądem ludzkim w imię Boże, a nawet ponad sprawami Boskimi.

Możliwe scenariusze

Jaką gwarancję da mi państwowiec sygnujący akt konfederacji, że zanim w cudowny sposób nie przejmie on władzy, jego obóz (sygnatariuszy aktu konfederacji) nie zmusi mnie, o zgrozo, do tego aby przelać krew za ideały skarlone i nierozwinięte, wynikające z długotrwałości procesu pracy organicznej i z już obłudnego – wyzucia się rewolucyjnych zapędów do przejmowania władzy w imię słusznych idei, opracowując na poczekaniu strategie i metody walki o władzę?

Kolejna rzecz: Ile zostanie spełnionych kryteriów, a ile pozostanie do spełnienia, aby uznać dopuszczalny poziom początkowy, „entry level”, uprawniający do postąpienia wobec „wrogów ojczyzny” zgodnie z intencją aktu? – zgładzić…

(od autora tekstu: Dzielę się obawą i pierwszym skojarzeniem z niniejszym artykułem po lekturze na FB wpisu ze słowami abp Fultona J. Sheena (nie twierdzę, że powyższe braunowskie konfederacje to przejaw faszyzmu, ale jako paralelę podaję coś równie sofizmatycznego jak wywód G. Brauna o kontrrewolucjonistach-państwowcach) – nie popieram poniższego autora gdyż okazał się gorliwym modernistą po SW2):

https://www.facebook.com/arcybiskupfultonjsheen/posts/4188617561180797

Fałszywy postulat sprawiedliwej kary – kary śmierci

Jak się ma najprężniej i najskuteczniej działający instrument rewolucyjny (kara śmierci) do postulatów kontrrewolucyjnych? Czy wystarczy zmienić swoje postępowanie w sprawach ojczyzny, by nie być przypadkiem zaklasyfikowanym jako jej wróg? Czy wystarczy nie brać kredytów w bankach, nie korzystać z mediów reżimowych, nie wyrażać negatywnego stanowiska o swoim kraju na agendzie międzynarodowej, nie (o zgrozo!) kolaborować (czytaj: np. nie pracować razem z obcokrajowcami w korporacji międzynarodowej, uszczuplającej zasięg lokalnych biznesów „narodowych mas społecznych”… ), itd.

A co do teologicznego wymiaru kary śmierci dla zbrodniarzy, czyż to Chrystus skazał na śmierć tych, którzy razem z Nim byli ukrzyżowani? Grzegorz Braun w jednym ze swoich wystąpień usprawiedliwiającym stosowanie kary śmierci wskazuje, że konający Chrystus nie potępił faktu ukarania Dobrego Łotra.  To celowe odwrócenie uwagi zmienia optykę tego, czym jest nagroda, którą Łotrowi obiecał nasz Pan. Czy ma tu znaczenie, że Łotr cierpiał sprawiedliwie, czy też niesprawiedliwie, skoro na Krzyżu łaska odnosi triumf nad sprawiedliwością ludzką?
Pomijając nawet dobitne fakty przyznawania się do winy przez realnych sprawców po wielu latach od zapadnięcia wyroku śmierci na niewinnej osobie, jakkolwiek niewystarczające to jest dla zwolenników, ja jestem, byłem i będę przeciwnikiem kary śmierci w całości, bo tego mnie uczy doktryna katolicka i wypływa to z dobrze pojętej wrażliwości ludzkiej.

Warto na tym miejscu również wytoczyć wobec tej zadry w deklaracji konfederacji gietrzwałdzkiej działo kalibru „Kto was słucha, Mnie słucha.” (Łk 10,16) i obronić tytularny obowiązek Papieża Franciszka do „umacniania braci w wierze”. Jako wierny świecki mam obowiązek dopilnować, by słuchać, rozważać, przyjmować [(w sprawach nie budzących wątpliwości)] i stosować się do nauczania Papieża, a więc obecnie urzędującego Franciszka. Niech zatem choćby w tym akt konfederacji uzna i wspiera misję Papieża i Kościoła w świecie, uznając „dostosowany do realizmu sytuacji geopolitycznej” nie totem ustroju państwa, lecz strukturę uniwersalną, Kościół powszechny. Wyrażając w sposób systematyzujący dojrzewające wiekami rozeznanie, które jest następstwem „dochodzenia do poznania całej prawdy” z pomocą Ducha Świętego,  rozumienie idei kary śmierci Papież Franciszek w imieniu i dla Kościoła wyłożył nie tak dawno i zupełnie jawnie. Nie było to żadne novum, lecz niektórych przyprawiło o bluźniercze zapędy do samowolnej interpretacji wykładni Tradycji i Kościoła. Papież odbierając wątpliwym racjom ich podstawy, wykluczył w całości możliwość stosowania kary śmierci, dokonując stosownej korekty w Katechizmie Kościoła Katolickiego. A zatem akt konfederacji gietrzwałdzkiej jest wprost sprzeczny z paragrafem 2267 Katechizmu Kościoła Katolickiego:

„Wymierzanie kary śmierci, dokonywane przez prawowitą władzę, po sprawiedliwym procesie, przez długi czas było uważane za adekwatną do ciężaru odpowiedź na niektóre przestępstwa i dopuszczalny, choć krańcowy, środek ochrony dobra wspólnego. Dziś coraz bardziej umacnia się świadomość, że osoba nie traci swej godności nawet po popełnieniu najcięższych przestępstw. Co więcej, rozpowszechniło się nowe rozumienie sensu sankcji karnych stosowanych przez państwo. Ponadto, zostały wprowadzone skuteczniejsze systemy ograniczania wolności, które gwarantują należytą obronę obywateli, a jednocześnie w sposób definitywny nie odbierają skazańcowi możliwości odkupienia win. Dlatego też Kościół w świetle Ewangelii naucza, że kara śmierci jest niedopuszczalna, ponieważ jest zamachem na nienaruszalność i godność osoby, i z determinacją angażuje się na rzecz jej zniesienia na całym świecie”.

Dla obrońców poprzedniej wersji paragrafu KKK wydaje się być niezasadnym ta zmiana. Należy wniknąć w głęboki sens treści, wyrażony zwięźle w formie paragrafu z przed zmiany by odkryć, że jego jedynym przedmiotem egzekutywy była niemożliwość ochrony społeczeństwa przed napastnikiem inna niż zadanie mu śmierci. Jednak środowiska takie jak „konfederacja gietrzwałdzka” z całym uporem promulgują niekatolickie spojrzenie na tę kwestię i rozciągają płaszcz metafizyki „nawrócenia w obliczu śmierci” (cytat własny), a także wyrażają pogardę względem obowiązującego na dzień dzisiejszy stanu [rozeznania] depozytu wiary i Tradycji. To najgorsza forma rozbratu z sensus fidei i brak posłuszeństwa w wierze Kościołowi. A wszystko to dokonuje się przez dowolną, „totemizującą” prymat ideowej konstrukcji i zabezpieczenia interesów państwa dla grup (kursywą – cytaty własne) zdrowych, przytomnych i nadających się do budowania tego konglomeratu sprawiedliwych i wiernych sprawie narodowej , gdy sam Chrystus mówi o postępowaniu z pszenicą i kąkolem, by nie wyrywać przy tym chwastu : (Mt 13,29-30)

„On odpowiedział: „Nie, byście przypadkiem usuwając chwasty, nie wyrwali wraz z nim pszenicy. Pozwólcie obu rosnąć aż do żniw.”

Dezercja w obliczu wroga

Doktryna „wojny sprawiedliwej” również jest nad wyraz wypaczona w akcie konfederacji gietrzwałdzkiej, ponieważ jako państwowcy jedni będą walczyć za idee bieżącej „mądrości etapu” (cytując sformułowanie używane często przez Brauna), a drudzy bardziej „nawróceni” i radykalni już odważą się w drodze mobilizacji resztówek, do wieszania za dezercję (sic!) duchową, za kapitulację w postawie moralnej. Denominacji doprawdy jest wiele i takie idee (rewolucyjne Panie Braun, a jakże!) weryfikuje samo życie, oby nie, także nie zachęcam – tak i szczęśliwie się składa, że jeszcze sam Pan Braun tego nie czyni – do wojny bratobójczej, lecz jestem od Niego bardziej uczciwy:  na rodaka, który nie czyni mi krzywdy, a nie wyznaje obowiązku obrony ojczyzny (a bardziej: sprawy, za którą obecny rząd obrał odwet polityczny), ręki swej nie podniosę, co najwyżej byłbym za karą więzienia. Podobnie sprawa zdrady stanu, żadna zdrada nie daje prawa pozbawić życia osoby ludzkiej – poza stanem wojny i obroną przed wrogą napaścią, czy obroną konieczną, lecz bez zamiaru pozbawienia życia.

(02.06.2020: ująłem na czerwono słowo, które się powoli deaktualizuje, co stwierdzam wracając do tego tekstu już po protestach „przedsiębiorców”, których wsparł Grzegorz Braun, budząc i przyklaskując niebezpiecznym, „oddolnym” rozruchom w przestrzeni publicznej. Do tego nawoływanie do ściągania masek i budzące grozę ostrzeżenia z mównicy sejmowej o możliwości „wieszania na latarniach” przez „lud Warszawy” za sytuację w kraju.

„Pani Marszałek, czcigodna Wysoka Izbo,
Wypuśćcie naród z kwarantanny. Czas najwyższy. Jeśli to teraz uczynicie, być może wykręcicie się jakoś sianem, być może nie wszyscy staną przed Trybunałem Stanu. Być może Pan Minister Szumowski nie zostanie powieszony na latarni przy placu Trzech Krzyży przez lud Warszawy. Jeśli zejdziecie (…) Ja odwołuję się do wydarzeń historycznych z roku 1794-tego (…) 1831. Wydarzenia historyczne, być może ta historia jest obca pani Marszałek, ale ja tą historią żyję i przestrzegam (…)” – 6 maj 2020

https://www.facebook.com/wideonatemat/videos/277128706778659/UzpfSTEwMDAwNzY3MjA1MjkxOToyNTQ5MjY1ODEyMDA1Nzk2/

PODSUMOWANIE

Wielki to ciężar i ciężkie nadużycie niezaspokojonych aspiracjami państwowotwórczymi „popędliwych arystokratów ducha” w osobach sygnatariuszy aktu Konfederacji Gietrzwałdzkiej. Szumnie, dumnie i niestety… łapiąc za niezbrukany dotąd sztandar Gietrzwałdu, podnoszą go jako niewykorzystane larum, na którym próbują zbić kapitał. Tylko po to, by odnaleźć ujście swych ambicjonalnych zapędów lub niedowartościowania. Ja go nie podpisałem, nie rozważam tego i nie zamierzam tłumaczyć ponad to, co napisałem powyżej swych motywacji. Niestety, wśród mych rodaków – patriotów i katolików z serca – oczyszczających się i po przejściu niejednej z prób wiary jest niewielu, zdolnych do stwierdzenia powyższej próby zawłaszczenia [Gietrzwałdu na użytek polityczny].

Tego na czym mi zależy, czego należy szukać, to porozumienia i wypracowania uczciwego osądu moralnego i przestrzegania Rad Ewangelicznych (ubóstwo, czystość, posłuszeństwo) z uznaniem pryncypialnej roli Kościoła w nauczaniu zasad tychże moralnych. Za tym dopiero winna iść lekcja pracy organicznej, obowiązków stanu i kreowania miejsca dla dobra.

Pycha kroczy przed upadkiem, jak rzecze Księga Przysłów (16,18), a za takie znamiona mającą uznaję deklarację: bezimienną, bezalternatywną (retoryka Pana Brauna w modzie) i totemizującą (a jakże) sprawy niepodległości Ojczyzny, której wiecznym Panem jest i pozostanie Jezus Chrystus Król, a Maryja Królową.

3. lipiec A.D. 2019

fragmenty aktu konfederacji zaczerpnięte zostały ze strony: https://konfederacjagietrzwaldzka.pl


Posłowie

Treść powyższa została skierowana do zarządu Konfederacji Gietrzwałdzkiej z Grzegorzem Braunem na czele i otrzymałem potwierdzenie doręczenia ze strony przedstawicielstwa „konfederacji gietrzwałdzkiej”. Wezwałem w nim do wykazania się odwagą i uczynienia stosownych zmian w treści aktu, a także do „zaprzestania tworzenia w przestrzeni publicznej rozdźwięku co do istotnych zagadnień moralnych i zrzeszenia wiernych świeckich pod wątpliwymi postulatami, a czasem stojącymi w sprzeczności z obowiązującą nauką Kościoła.

Powyższa moja inicjatywa nie ma na celu rozbicia, lecz umocnienie przez konieczną transformację niegdyś obowiązujących poglądów narodowo-wyzwoleńczych, by w przestrzeni spraw katolików i obozu narodowego nie dominowała anachroniczność, skutkująca zerwaniem kontaktu z rzeczywistością i awersją do niezbędnych, dziejowych korekt na „kurs i ścieżkę” w sprawach moralności.
Powyższy tekst został również przekazany do wiadomości rzecznikowi kurii Archidiecezji Warmińskiej.


Piszę o powyższym tutaj: